Nigdy nie myślałam, że dziecko może, aż tak zmienić nasz punkt widzenia. Kiedy słyszałam, że czegoś nie da się ogarnąć w macierzyństwie to myślałam, że to wymówka. Wojciech jednak szybko uświadomił mi, iż żyłam w bańce mydlanej. Ta bańka pękła, a mi się świat zawalił, bo życie z HNB to jednak nie bajka. Serio ta wówczas nowa rzeczywistość mnie przerosła, przemieliła i oddała po prawie dwóch latach. Choć było też w tym czasie dużo dobrych i pięknych chwil, mimo morza łez i życia na skraju “wycięczenia” organizmu. Czasem warto sięgnąć dna egzystencji, aby zobaczyć słońce istnienia w tej rzeczywistości. Nasza codzienność od 2 lat to ciągła nauka uważności, self care oraz poznania własnych granic.
Moja wizja życia z Wojtkiem
Jak już pisałam najbardziej bałam się połogu (więcej przeczytasz w tym wpisie) i ta wizja była naprawdę żywa we mnie. Przerażała mnie i odcinała ode mnie oraz radości z oczekiwania na dziecko oraz wizji dobrego początku macierzyństwa. Choć po połogu widziałam już oczami marzeń, że wszystko układa się kolorowo i bajecznie. To oczywiście brałam poprawkę, że będą okresy braku snu, noszenia i płaczu maluszka. Wydawało mi się, że wiem dużo już o dzieciach – w końcu byłam mamą 5 latka. Nic bardziej złudnego! Widziałam jak pięknie pracujemy w edukacji domowej z maluszkiem w chuście albo leżącym sobie na macie. Takim nieabsorbującym, a jednocześnie uśmiechniętym. Takie piękne obrazki pojawiały się w mojej głowie, istnie z instagrama 🙂 To było szkodliwe porównywać się z #ŻycieNaInstagramie. Wiadomo, że w ciąży umysł pracuje inaczej i wszystko miało być miłe, łatwe oraz oczywiste.
Pewnie sama się domyślasz, że tak nie było i nie jest. W końcu narodziny Wojciecha totalnie zmieniły mój punkt widzenia na temat organizacji oraz uświadomiły wiele ograniczań. Pokazały się bardzo wyraźnie własnych granic oraz ujrzały światło dzienne najgorsze wewnętrzne koszmary. Wojtek jest nauczycielem pokory, dbania o własne zasoby (self care) oraz wyciągania traum do przepracowania. Dzięki niemu poszłam dalej w samorozwoju, samoświadomości i wszystkich zmianach wewnętrznych niż kiedykolwiek wcześniej. Ale o tym innym razem będzie szerzej!
Rzeczywistość życia codziennego
Brutalna rzeczywistość z iskierkami szczęścia, morzem miłości oraz drogą budowania nowej przestrzeni do relacji oraz dialogu. To kwintesencja życia z chłopakami. Wspominałam o naszych perypetiach w nawiązaniu do mlecznej drogi z Wojciechem (zajrzyj tu). Choć powiem, że wszystko się przeplata. Łzy i radość, beznadziejność ze sprawczością, siła z bezsilnością… Aktualne macierzyństwo to jazda kolejką górską, z której nie ma jak wysiąść. To może brutalne, ale żyjąc z dzieckiem o wysokich standardach (HNB zaraz to wyjaśnię) i starszakiem z zaburzeniami integracji sensorycznej (SI) będąc wysoko wrażliwym dorosłym (WWO) to jest jak tortura z ulubionymi łakociami. Oczywiście nie zawsze – mówię tu o ekstremalnych momentach, którymi zaraz się z Tobą podzielę. W momentach błogiej cudowności rozpływam się jak lody na słońcu. Życzę Tobie z całego serca czerpania z tych chwil cudowności całymi garściami.
Życie w takim świecie rodzinnym jak nasz można podzielić na czas dzienny i nocny
oraz sprawowanie opieki nad każdym z nas, sobą i ładowaniem baterii lub jeździe na oparach.
Dodam jeszcze, że z ekstrawertyka zmierzałam do introwertyka,
aby przetrwać czas pandemii oraz pierwszych 18 miesięcy życia Wojciecha..

Samotność, nocne rodzicielstwo i świat pełen “szmat”
Zacznę od wdzięczności, bo to jako pierwsze przychodzi mi na myśl wspominając ten okres życia. Dziękuję, że potrafimy oboje chustować i mam swoje wytulone “szmaty”, które towarzyszą naszemu rodzicielstwu. Pewnie teraz się zastanawiasz, gdzie ta samotność, skoro był ze mną Tomek?! Był, jest i wierze, że zawsze będzie 🙂 Ale były momenty, gdzie faktycznie czułam się samotna, wymęczona i nawet rozżalona. Samotność w rodzicielstwie nie oznacza wcale, że robisz to wszystko sama.
Chodzi mi bardziej o momenty, gdy padasz na twarz, a z tyłu głowy masz, że Twoja druga połowa jutro wstaje do pracy i ogarnie śniadanie oraz dzieci od rana, abyś Ty mogła pospać. Były tak dni, tygodnie, że zaczynałam nosić, karmić i od nowa od 12 w nocy do wschodu słońca. Dodam, że wschód słońca w styczniu jest koło 7:30. Oczywiście zdarzało się, że np. po tygodniu takiego maratonu w weekend budziłam Tomka, aby mnie zmienił i sam nosił. Wtedy też odsypiałam, co nie co. To tez był czas mojej pracy oraz dla siebie.
Nocne rodzicielstwo jest trudne i nie ma, co ubierać tego w cudowne piękne słowa. Tak są momenty, że rozpływasz się i zachowaj je w sercu na te trudniejsze chwile. Takie, w których nie wiesz, jak pomóc dziecku, które od 2 godzin płacze non stop. Nawet nie płacze tylko drze się, jakby je ze skóry obdzierano. Kiedy już nie masz nawet presji społecznej, że wszyscy sąsiedzi śpią, a Ty chodzisz po balkonie z płaczącym malcem i chlipiesz razem z nim. To są momenty, gdy czekasz aż padnie, bo liczysz, że zrobi to szybciej niżeli Ty. To chwile, gdy już zaśnie w chuście, a Ty boisz się przestać chodzić, aby się nie obudził. Tak to są trudne i bardzo samotne momenty w rodzicielstwie, nie tylko tym nocnym. Choć u mnie głównie w nim.
Dni były znacznie łatwiejsze.
W centrum dowodzenia i sercu domu
Wspominając pierwsze dni w macierzyństwie z Tymkiem to było jedno centrum, bo mieszkaliśmy w jednym pokoju. Będąc już na swoim miałam większe pole do popisu i tak powstały dwa główne miejsca życia na nowych zasadach z dwójką dzieci. Uświadomiłam sobie dopiero ten fakt pisząc ten tekst, bo byłam święcie przekonana, że większość czasu spędziłam w sypialni. Życie z noworodkiem i 5 latkiem jest pełen emocji, wzruszeń, ale i chwil do wycięcia…
- Sypialnia
Zapraszam Ciebie do pierwotnego centrum dowodzenia matki po porodzie, czyli sypialni. Dlaczego pierwotnego, bo leżysz w wygodnym łóżku z maluszkiem przy piersi czy tylko przy sobie i zbierasz siły po wydaniu cudu na świat. Wiem, że realia bywają różne, ale ja swoją rzeczywistość tak naginałam, aby się ziściła. Serio do roku czasu dużo momentów, a nawet dni spędzaliśmy w łóżku w sypialni. Dawało mi to czas na dojście do siebie, odespanie albo chociaż poleżenie w ramach regeneracji sił. Oprócz tego karmiąc na żądanie Wojtka po roczku to był chwile, gdy mogłam zebrać myśli oraz zaplanować działania. Trwało to zwykle koło 2 godzin, więc sama widzisz było kiedy. W momentach odklejenia przenosiliśmy się do serca domu.
- Serce domu
Serce domu do początków pandemii było salonem, które później stało się bawialnią, a teraz z powrotem salonem. Takie to trochę zakręcone, ale tak było i jest. W tej przestrzeni się gotuje, odpoczywa, czyta, je i bawiło się też przez pewien okres. Tam czas płynął miło, przyjaźnie i był też centrum nocnego rodzicielstwa. To tam robiłam kilometry z chustą, tam zjadałam 3 kolacje czy przedśniadaniowy posiłek. Tak też wylewałam łzy, aby nikt nie widział i nie słyszał. Serce domu przechodziło metamorfozy, bo miało za zadanie ułatwiać rodzicielstwo i tak właśnie było, kiedy stało się bawialnią. To tu odkrywałam dobre dni, obserwowałam zmiany i redukowałam stres. To jest najlepsza przestrzeń do rozwoju, budowania dialogu oraz przeżywania emocji. W momentach przeciążenia to było miejsce, gdzie Tomek pracował, a dzieci się bawiły razem, a ja wychodziłam do sypialni spać. Z resztą podziwiam Tomka za jego umiejętność dzielenia uwagi na pracę i dzieci.
Życie z High Need Babies (HNB)
Termin High Need Babies (HNB) został wprowadzony przez Williama i Marthę Searsów, twórców paradygmatu rodzicielstwa bliskości. Zauważyli oni, że są takie dzieci, których wyróżniające się cechy i zachowania są wynikiem specyficznego temperamentu, czyli budowy oraz sposobu funkcjonowania układu nerwowego. Zrozumienie tego biologicznego uwarunkowana jest niezbędne, by odciążyć obie strony relacji: rodziców z poczucia winy wynikającej z przekonania o niewystarczających kompetencjach, a dzieci z etykiet o manipulowaniu czy wymuszaniu. Pozwala również spojrzeć na HNB z wyłączeniem ocen, skupić się jedynie na opisie ich zachowań.*
Po urodzeniu się Wojtka bardzo szybko zrozumiałam, że mam pod swoimi skrzydłami dziecko o bardzo wysokich wymaganiach, które nie uznaje kompromisów czy półśrodków. W tej myśli najpierw otuliłam siebie. Brzmi może to dla Ciebie dziwnie, ale chciałam przyjąć nowego człowieka, bez ocen czy osądzania, a jednocześnie zaopiekować się sobą. Myślałam, że jestem gotowa na to co mnie czeka. Z perspektywy czasu to miałam wizję czegoś w 1/5 zbliżonego do tego co było później. Dlaczego ściągam tą kurtynę “szczęścia” i złudzeń? Moim zdaniem łatwiej jest przyjąć do życia świadomość i rozgościć się w niewygodzie, gdy wiemy, że nie jesteśmy same.
Ten czas poznawania się, docierania, obserwacji i zmian. Potem kolejnych obserwacji, zmian i elastyczności życia. Doprowadził do ukazania najciemniejszych stron naszego życia i docenienia tych najjaśniejszych. Wnioski z tych dwóch lat życia są niesamowitą lekcją o sobie, o relacjach, emocjach, uczuciach oraz potrzebach. Brudy się wylały i trzeba było je posprzątać, przepracować i pookładać od nowa. To jest proces, który jeszcze trwa i pewnie będzie jeszcze długo trwał. Dzięki tym lekcjom od Wojtka uświadomiłam sobie, jak wiele mam przekonań, blokad, które odziedziczyłam Rodowo, przyjęłam społecznie za swoje. Teraz budujemy własny system wartości i nasze relacje są dużo mocniejsze, trwalsze oraz czasem też bardziej burzliwe. Dają nam silne fundamenty do mówienia NIE, które nie wzbudza w nas poczucia winy, wyrzutów sumienia czy niepotrzebnego tłumaczenia się.
Plusów wyszło pewnie znacznie więcej z bycia w otoczeniu HNB, który pozwolił dotknąć egzystencjalnego dna oraz poznać granice własnego organizmu, psychiki czy potrzeb duchowych. To niesamowite ile nauczył nas nasz mały człowiek ze swoimi wysokimi standardami istnienia w społeczeństwie rodzinnym.

Wybory między dobrem swoim, domowników a dziecka
Jak wspominałam wcześniej jestem ekstrawertykiem, który stał się tymczasowo introwertykiem… To brzmi szalenie nieprawdopodobnie, ale serio przez okres od narodzin Wojtka do ukończenia przez niego roku. Stroniłam od ludzi mimo, że bardzo za nimi tęskniłam, ale w ten sposób dbałam o własne zasoby. Spotkania z ludźmi wiązały się bowiem z trzema rzeczami. W trakcie spotkania ciągłym, nieprzerwanym byciem przy piersi Wojtka, po spotkaniu nie przespanych kliku nocach i ogromnym stresie dla mnie spowodowanym niezaspokojeniem podstawowych potrzeb, jak sen i odpoczynek. W ten sposób zrezygnowałam z bycia wśród ludzi na rzecz zaopiekowania się sobą i swoimi emocjami.
Na szczęście pandemia sprzyjała takiemu obrotowi spraw, bo w innym wypadku pewnie ciężej bym to zniosła. A tak wszyscy przez pewien czas siedzieli w domach i nie spotykali się z innymi. Korzystałam też z darów techniki i rozmawiałam przez zoomy, telefony i wideokonferencje. Dawało mi to poczucie wspólnoty z innymi. Ten czas też poświęciłam na rozwój duchowy, biznesowy i rodzicielski. W momencie otwarcia się wszystkiego zaczęła dokonywać wyborów i sprawdzać czy coś działa czy nie.
Starszak chciał do kolegów na plac zabaw, a hałas dobijała Wojtka wiec ja zostawałam z nim w domu. Z czasem zaczęli razem chodzić i teraz to świetnie funkcjonuje. Staraliśmy się też wyjeżdżać na łono natury i tu zawsze było cudownie. Pierwszy wyjazd w góry Wojtek zaliczył jako niespełna 3 miesięczne dziecko i było to jak rzucenie się z motyką na słońce, choć bardzo mile wspominam ten czas. Odkryciem roku był wyjazd z roczniakiem pod namiot. To były pierwsze przespane noce Wojtka (dotąd jedyne takie) i czas największego spokoju oraz harmonii w życiu odkąd zawitał HNB do naszej rzeczywistości. W tym roku pod namiotem było ciut trudniej, ale to raczej ze względu na zęby i katar oraz budowanie innych relacji z bratem. W końcu rozwój rządzi się swoimi prawami.
Tak mijają dwa lata razem
W dzień drugich urodzin Wojciech przeszedł metamorfozę o 180 stopni. Kocha ludzi, śpij lepiej i nie chce być już noszony. W prezencie wakacyjnym dzieci postanowiły wyprowadzić się z naszej sypialni i łóżka do własnego pokoju. Dobrostan zaczął spływać na nas powoli. Nadal się karmimy – czasem nadal po 2 godziny, ale to już nie codzienność. Wojtek nadal nie przesypia całych nocek, ale daje się już zregenerować i odpocząć. Nadal jest bardzo absorbującym małym człowiekiem, który nie uznaje kompromisów i niech już mu tak nawet zostanie, bo pokazuje granice swoje bardzo wyraźnie. Cieszy nas też rozwój empatii, szacunku do innych oraz uśmiechu zamiast płaczu po przebudzeniu.
Nasz mały HNB dorasta,
ale z charakteru,
temperamentu się nie wyrasta!
Także cieszymy się dobrym okresem
i korzystamy z niego całymi garściami.

A jak Twoje odczucia z życia jako mama?
Odnalazłaś coś ze swojej codzienności w tym tekście?
Czy spotkałaś się już z HNB, a może mieszka pod Twoim dachem?
Pozdrawiam,
Odwiedź nas także w innych miejscach w sieci
* Cytat z “High Need Babies – wyjątkowe dzieci o wyjątkowych potrzebach” link do strony dzieci są ważne